Przyjdź i się zainspiruj
TEDx to znana na całym świecie inicjatywa, polegająca na serii krótkich wystąpień, w trakcie których prelegenci mają w kilkanaście minut zaprezentować inspirującą historię. Od paru lat ta konferencja, mająca swoje korzenie w Stanach Zjednoczonych, zadomowiła się także w Koszalinie. TEDxKoszalin pozwala posłuchać niesamowitych mówców i spojrzeć na daną tematykę z innej, szerszej perspektywy. To także dobra promocja dla samego miasta, bo wystąpienia z przeszłych edycji TEDxKoszalin można znaleźć na oficjalnym kanale fundacji, który subskrybuje prawie 37 milionów internautów.
Kto przychodzi na TEDxKoszalin?
Ali Al-Saiedi: – Na pewno nie osoby z przypadku. Są to odbiorcy świadomi, którzy wiedzą, na co przychodzą i nie wychodzą po pierwszym wystąpieniu. Patrząc na publiczność ze sceny można zobaczyć cały przekrój społeczny: są to studenci, przedsiębiorcy, emeryci, ludzie nauki, przedstawiciele uczelni i nie tylko. To przygotowana publika, która doskonale wie, że przyjdzie im zmierzyć się z tematami, które wymagają skupienia i zrozumienia.
Każdy TEDx ma swoje hasło. Jak brzmi tegoroczne?
Piotr Jasieniecki: – „One moment”. Chcemy, żeby tegoroczni prelegenci nawiązali w swoim wystąpieniu do konkretnego momentu, który ich zainspirował. Może to być jakiś przełomowy dla nich projekt, biznes, może jakaś sytuacja rodzinna, która zmusiła ich w kreatywny sposób do pewnych zmian.
A.A: – Dla niektórych może być to trudne i stanowić pewne wyzwanie. Zawsze jednak staramy się, by był jakiś temat przewodni, żeby uporządkował wystąpienia, ale też – z drugiej strony – nie ograniczał naszych prelegentów.
A jakie były początki? Co zdecydowało, że postanowiliście ruszyć z projektem TEDxKoszalin?
A.A.:– W 2014 roku z grupą znajomych skupionych w branży IT, zaczęliśmy organizować SPARKcamp, czyli takie mniej oficjalne spotkania, na których jest luźna atmosfera i rozmawiamy o technologii – w Stanach Zjednoczonych funkcjonuje to od dawna. Na takie spotkania potrafi przyjść nawet 100 osób, a prelegentów nie brakuje. Zresztą, robimy to do dziś, a nawet rozszerzyliśmy działalność na Słupsk i Szczecin. Spotykaliśmy się tak ponad 2 lata, aż stwierdziliśmy, że dobrze byłoby otworzyć się też na inne grupy zainteresowań, bo na SPARKcampie rządziła niepodzielnie branża IT. Chcieliśmy się też sformalizować, choćby po to, by móc starać się o dotacje na organizację naszych spotkań, by móc je rozwijać. Była więc potrzeba na event w większym formacie, na który przyjdzie nie 100, ale 300, a może i 500 osób. Wiedziałem jednak, że ciężko jest stworzyć coś od zera. Obawiałem się, że poświęcimy energię na coś dużego i może być tak, że przyjdzie garstka osób. Szukałem więc rozwiązania pośredniego, np. zorganizowania czegoś na licencji. TEDx był dla nas idealnym przykładem, w który chcieliśmy pójść, bo miał już swoją markę i 25-letnią tradycję. Problem dotyczył licencji, bo nie było to proste, by ją zdobyć. Nawet przy samej nazwie była ostra dyskusja. Od początku chciałem nazwy „TEDxKoszalin”, ale amerykańska strona nie chciała się na to zgodzić i wychodziła ze swoimi propozycjami, np. TEDxPolitechnika, a nawet raz padło TEDxDzierżęcinka River (śmiech). Uparłem się jednak przy swojej propozycji i nie zamierzałem odpuścić. Napisałem do Amerykanów maila, że jak nie przystaną na moją nazwę, to zrezygnuję z pomysłu zorganizowania konferencji. W końcu zgodzili się na TEDxKoszalin. Ale od razu chcieli wszystkich szczegółów: kto wystąpi, jakie będą tematy, jak to będzie wyglądać od strony wizualnej. Wymagali więcej, niż się spodziewałem. Teraz już jest łatwiej, ale i tak licencję musimy co roku odnawiać, nie jest przyznawana raz na zawsze.
Czyli co roku trzeba spełniać jakieś warunki?
P.J.: – Tak, najbardziej kontrolowana jest jakość realizacji. Weryfikowana jest na podstawie tematów wystąpień, postaci prelegentów i tak dalej. Z każdej konferencji trzeba Amerykanom dostarczyć materiał audio video, co jest akurat dobre dla wszystkich, bo nagrania trafiają na oficjalny kanał TEDTalks. Prelegenci są zadowoleni, bo ich idea i przekaz mogą pójść w świat. Na przestrzeni lat nasza licencja zmieniła się pod kątem liczby uczestników, na początku mogliśmy organizować wydarzenia do 100 osób. Teraz doszliśmy do takich ustaleń, w których nie ma już limitu słuchaczy.
Czyli najtrudniej było zacząć, a potem było już lżej?
A.A.: – Jak to zwykle bywa, pierwszy projekt jest najcięższy. Potrzebna była determinacja i przekonanie, że „zrobimy to”, a dopiero potem zastanawialiśmy się, jak to wszystko ogarnąć. Na pewno na samym początku było dla nas niespodzianką, że TEDx nie jest wcale tak znany jak zakładaliśmy. Przedsiębiorcy, wykładowcy czy sponsorzy rozkładali ręce, nie wiedząc czym jest ta inicjatywa. Odebraliśmy to jako plus, bo dawało nam to spore pole do popisu. Widzieliśmy, jak uczestnicy wychodzą z pierwszej edycji, będąc pod wielkim wrażeniem.Mówili nam to wprost. Przekonaliśmy się, że możemy rzeczywiście wpływać na ludzi.
P.J.: – Większość firm zaraz po naszym debiucie pytała, kiedy następna edycja. To nakręca do działania. Oczywiście, czasem zadajemy sobie pytanie: po co to jeszcze robimy? Taki kryzys przyszedł po 3 czy 4 edycjach, ale wynika to z tego, że chwilę przed realizacją finału człowiek jest po prostu zmęczony. W samym dniu imprezy zawsze pojawia się taka energia, że od razu bierzemy się za planowanie kolejnych imprez.
Ile osób jest zaangażowanych w TEDxKoszalin?
A.A.: – Najwięcej czasu poświęcam ja, Piotr i Kamil Kozieł. Zazwyczaj w styczniu odpalamy kalendarz, układamy plan i zaczyna się nasza praca. Natomiast w dniu imprezy wspiera nas dużo osób. Przede wszystkim wspierają nas członkowie stowarzyszenia SPARKcamp, ale też stale współpracujemy np. z Kuchnią Społeczną Koszalin, której idea bardzo pasuje do TEDx. Pomaga nam też Pracownia Pozarządowa, której wolontariusze zajmują się rejestracją uczestników, czy też ogarniają drobne prace fizyczne. Agencja Wpisz Wymaluj wspomaga nas co roku przy tworzeniu hasła, gadżetów i otoczki wizualnej…
… to trochę taki efekt kuli śniegowej. Na początku jest mała liczba osób, która z czasem się zwiększa i tych rąk do pomocy jest coraz więcej.
P.J.: – Tak. Teraz, po pięciu edycjach i wypracowanych kontaktach jest nam łatwiej rozmawiać ze sponsorami, łatwiej porozumieć się z Urzędem Miasta czy Urzędem Marszałkowskim pod kątem dotacji, łatwiej jest nam wynająć Filharmonię, zapewniać catering i zapraszać prelegentów spoza Koszalina, nie martwiąc się o zapewnienie im zwrotu kosztów transportu.
Już na stałe zadomowiliście się w Filharmonii Koszalińskiej?
A.A.: – Myślę, że tak. Zależy nam na wygodzie uczestników, bo konferencja trwa nawet od 5 do 6 godzin. Generalnie formuła TEDx zakłada, że prezentacja nie może trwać dłużej niż 18 minut. Jest to związane z badaniami naukowymi, które potwierdziły, że ludzki mózg traci koncentrację po 18 minutach i potrzebuje przerwy albo zmiany tematu. Nie wszyscy prelegenci prezentują się tak długo, czasem bywają świetne wystąpienia po 3-4 minuty. Niezwykle istotny jest storytelling – jak ma się tak mało czasu, to najlepiej opowiedzieć coś, co nas spotkało, to najłatwiej przychodzi i jest najbardziej przyswajalne dla słuchacza. Na TEDxKoszalin zapraszamy prelegentów, którzy mają coś ciekawego do powiedzenia, nieważne z jakiej branży. Jest różnorodnie, bo tematyka może zahaczać o technologię czy sport, ale i o muzykę, malarstwo, język i szeroko pojęte hobby.
Te 18 minut to trochę taka wersja demo, bo jeśli jakiś temat słuchacza zainteresuje, to będzie starał się go odkryć, pójść za nim dalej.
A.A.: – Oczywiście, chodzi tu przede wszystkim o zainspirowanie. TEDx nie jest programem edukacyjnym ani konferencją naukową. Chodzi o wskazanie drogi. My niejednokrotnie poczuliśmy się zainspirowani przez naszych prelegentów. Mamy to szczęście, że kontakt z nimi rozciąga się do kilku miesięcy, a nie do 18 minut. Budujemy sobie pewną relację, której finałem jest konferencja, a w niektórych przypadkach również i przyjaźń. Bardzo często są to prelegenci z różnych stron Polski, spotykamy się z nimi w kraju przy innych okazjach i zawsze mile wspominają wizytę w Koszalinie.
P.J.: – Wśród opinii króluje taka, że nasz TEDx jest najlepszy w kraju. Dajemy bardzo dużo z siebie, by dorównać większym miastom i jest tego efekt – prelegenci chcą do nas przyjeżdżać, bo wiedzą, że mogą liczyć na dobrą atmosferę i fantastyczną publikę.
TEDxKoszalin stał się już zatem marką samą w sobie.
P.J.: – Na jej popularność mamy nawet dowody. Ostatnio ktoś przysłał nam zdjęcie, jak ludzie w nigeryjskim kościele oglądają TEDxKoszalin. Niesamowita sprawa.
Jakie historie najbardziej poruszają uczestników?
A.A.: – Zauważyłem, że najbardziej działają na publiczność historie, które udowadniają, że nasze codzienne problemy to tak naprawdę nic. Że nie doświadczyliśmy w życiu prawdziwych trudności. Jak słuchamy, że Tomasz Manikowski, chłopak bez nóg i tylko z jedną ręką, pobił rekord na basenie, ma licencję rajdowca i świetnie radzi sobie w życiu, to taka historia wywołuje szeroki wachlarz emocji, od uśmiechu do łez. Kolejny przykład – inny mężczyzna, Przemysław Świercz w wypadku na motocyklu stracił nogę. Wydawało mu się wtedy, że życie się dla niego skończyło. To, co się wydarzyło potem, pokazało, że tak naprawdę dopiero powypadku zaczął prawdziwe życie i gra teraz w reprezentacji Amp Football. Takie opowieści dają nam pewność siebie. Nabieramy przekonania, że skoro inni dali radę, to ja też dam.
Czy TEDx zmienia też życie samych prelegentów?
A.A.: – Zdarza się. Mamy kilka takich przykładów. Są tacy, którzy np. przeprowadzili się do Polski, a wcześniej mieszkali za granicą. Niektórzy stali się bardziej rozpoznawalni, a część do tego stopnia, że mogła sobie pozwolić na zarabianie na życie ze swoich prelekcji. Jak widać – TEDx zmienia nie tylko publiczność, ale też wszystkich uczestników.
Dodaj komentarz